Nie znajdziecie w niej krzty budyniu, ale w smaku właśnie go przypomina. Pewnie stąd nazwa. Z dodatkiem wiśni (u mnie mrożonych) lub malin, komponuje się wyśmienicie. Przepis wyszperałam u Doroty.
Składniki:
wg Flo Baker "Baking for all occasions"
- kruche ciasto (można wykorzystać gotowe lub wykorzystać jeden z przepisów zamieszczonych na blogu)
- 225 g śmietany 18%
- 55 g creme fraiche (użyłam śmietany 18%)
- 2 duże lub 3 małe jajka
- 100 g cukru
- 1 łyżka mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii (użyłam całej bo uwielbiam)
- owoce (według uznania)
Formę do tarty natłuścić i wyłożyć kruchym ciastem. Podziurkować widelcem. Obciążyć ceramicznymi kulkami lub fasolą i wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na około 10-15 minut. Po tym czasie usunąć z tarty obciążenie i znów wstawić do piekarnika na około 10 minut. Gdy spód "złapie rumieńce" wyjąć ciasto i odstawić do przestudzenia.
Wszystkie składniki podane powyżej należy zmiksować, by uzyskać jednolitą i gładką masę. Wylać ją na przestudzony spód (nic się nie stanie, jak będzie on jeszcze ciepły). Dorzucić garść owoców (wiśni, malin), no chyba, że wolicie bez.
Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i piec przez około 30 minut. Masa powinna być ścięta. Jeśli środek jest płynny, pieczenie należy przedłużyć. Wyjąć i przestudzić. Można wstawić do lodówki, ale ja zostawiłam ją na całą noc do wystygnięcia i też była świetna. Podawać oprószoną cukrem pudrem*.
*Jak można zauważyć na zdjęciach, zapomniałam o tej czynności, co wcale nie umniejszyło smakowi ciasta. Tak naprawdę, to w zasadzie zaraz po upieczeniu ukroiłam sobie kawałek nie czekając, aż tarta dobrze wystygnie :)